w poniedziałek były moje byrsdej. we wtorek miałyśmy zrobić sobie bday piknik ale nie udało się bo AKURAT lał deszcz więc przeniosłyśmy sie do mnie do domu i do mojego centymetr na centymetr pokoju w którym jest 50 stopni upału więc w sumie czułyśmy sie jak na plaży. potem zaczęło świecić słońce i po południu była idealna pogoda ech:( nic specjalnego nie robiłyśmy oprócz jedzenia, picia, leżenia i oglądania.. 'bridget jones' po raz 1000:)
muszę dodać że wczoraj dostałam od szyfki coś na co długo czekałam i czego długo nie mogłam sobie kupić nie wiadomo czemu.. STATYW! ucieszyłam się bardzo i nie wiem jak do tej pory mogłam bez niego żyć.. i love you szyfcia:*
wczoraj też poszliśmy z Lejkersem do kina na film (o głupim tytule) 'jaśniejsza od gwiazd' (co za głupi tytuł!?) miłość, tęsknota, rozpacz i takie tam inne nieszczęścia, ale całkiem w porzo
a dziś odwiedziłam z Kasią sh i kupiłam pare ładnych rzeczy.
oduczcie mnie używać balansu kolorów!







wczoraj dostały mi się od L